niedziela, 15 lutego 2015

Miniaturka ''Walentynkowy podstęp''

Witam ponownie! Tak jak wspominałam wstawiam wam świeżutką, walentynkową miniaturkę. Jest bardzo długa i z góry mówię niezabetowana, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi te drobne błędy.
Niestety nie udało mi się jej wstawić na czas *zresztą jak zwykle*. Walentynki niestety skończyły się 10 minut temu, ale myślę, że to też mi wybaczycie. Dobra, starczy tego gadania, zapraszam do czytania ;*
                                                                                                                                ~Silencio

                                                       ''Walentynkowy podstęp''

   Dzień świętego Walentego przypada na 14 lutego,ale w Hogwarcie trwał już od dwóch dni. Cały zamek przystrojony był serduszkami, amorkami, różami i lampionami. Gdzie się spojrzało można było dostrzec całujące i obściskujące się pary. Nawet ci najmłodsi wręczali sobie kartki, lizaki i upominki. Walentynki to naprawdę piękny dzień, dzień zakochanych, ale nie każdy tak uważał, a mianowicie nasza panna Granger. Dla niej 14 lutego to po prostu zwykły dzień. Może byłoby inaczej,gdyby nie była singielką,ale skoro nią jest to musi trochę ponarzekać. Tak naprawdę w głębi serca marzyła o walentynkach spędzonych z ukochanym. Romantyczna kolacja, jakiś film i tylko ona i on. Ale to tylko marzenie, a nawet gdyby i tak byłoby to niemożliwe. Dlatego wróćmy do rzeczywistości, do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie Hermiona przy jednym ze stolików pisała esej na starożytne runy.Prawie kończyła,gdy pewien, bardzo uparty rudzielec musiał jej przerwać.
-No to który ci się podoba? - Ginny wyrzuciła z ogromnej kosmetyczki mnóstwo lakierów do paznokci gniotąc przy tym pergaminy starszej koleżanki.
-Ginny, tyle razy ci mówiłam NIGDZIE. NIE. IDĘ!- prawie wykrzyczała po czym odgarnęła książki ze sterty lakierów.
-Miona, no nie daj się prosić.
-Już to robisz- Hermiona zgarnęła podręczniki i pergaminy ze stolika i ruszyła w stronę dormitorium. Niestety Ruda wyprzedziła ją i zagrodziła drogę.
-Hermiona no proszę, nie chcę iść tam sama- błagała.
-Przecież nie będziesz sama, będziesz z Harrym, a teraz przepuść mnie- próbowała ją wyminąć, ale Ginny nie dawała za wygraną- Nie zmuszaj mnie do użycia różdżki.
-Posiedzimy, potańczymy, fajnie będzie, jak za dawnych czasów.
-Sama się o to prosisz.
-Hermiona, no przestań.
-Ginny nie naciskaj, dobrze wiesz, że tam nie pójdę- próbowała być stanowcza.
-Ale co ci szkodzi? Proszę... zrób to dla mnie- błagała Ruda.
-Oj.. no dobrze, ale zostaw mnie już w spokoju, błagam.
-Oki, będzie super- Ginny podbiegła do przyjaciółki i cmoknęła ją w policzek.
-Yhy... już to widzę- powiedziała wchodząc po schodach.
-Jeszcze zobaczymy...- Ruda odwróciła się na pięcie i powiedziała to tak cicho, że tylko ona mogła to usłyszeć.
   Hermiona dokończyła esej i postanowiła wcześniej się położyć, była bardzo zmęczona. Dużo myślała o balu, który miał się odbyć już za dwa dni.Chciałaby się jeszcze wykręcić, ale wiedziała, że Ginny naprawdę zależy żeby tam była. Zresztą co Ona tam będzie robiła? Wszyscy będą tańczyć i dobrze się bawić,podczas gdy Ona będzie siedziała przy stole i obżerała się słodyczami. Jak zna życie jedynymi osobami, które poproszą ja do tańca będą Harry, Ron lub Neville. Kompletnie tam nie pasuje. No, ale taki już jest los singielki, z którym dawno się pogodziła. Tak strasznie zazdrościła Ginny. Ona i Harry tworzyli taki idealny związek. Też chciała,aby ktoś Ją pokochał, czy to tak dużo?

   Następnego dnia wszystkie dziewczyny mówiły tylko o jutrzejszej dyskotece, która była organizowana dla szóstego i siódmego roku z okazji Walentynek. Chłopakom, na tym nie zależało. Oni jak zawsze szykują się na ostatnią chwilę, przeciwnie do dziewczyn, które spędzały na przygotowaniach cały dzień. Niektóre z nich, na przykład taka Lavender zrywały się wcześniej z lekcji, aby zdążyć się wykąpać, uczesać, pomalować paznokcie, zrobić makijaż i się ubrać, co było dla Hermiony nie do przyjęcia. Na pierwszym miejscu nauka, dopiero później przyjemności. Zresztą Jej wystarczy godzinka na wyszykowanie się. Bardzo denerwowały Ją dziewczyny i ten cały temat balu, dlatego czekając na pierwszą w tym dniu lekcję -eliksiry- stanęła z dala od wszystkich i zabrała się za czytanie książki . Za 5 minut zaczynała się lekcja,a Snape'a jeszcze nie było, to do niego niepodobne. W sumie to dobrze, dłużej poczyta, a wypożyczyła naprawdę dobrą książkę. Od książki oderwał ją głupiutki chichot jednej z sióstr Greengras. Podniosła wzrok i napotkała stalowe spojrzenie Malfoy'a. Opierał się o ścianę i najzwyczajniej w świecie przyglądał się jej. Gryfonka zarumieniła się, ale nie chciała tego dać po sobie poznać. Założyła niesforny lok za ucho i wróciła do lektury. Opierał się o ścianę z rękoma w kieszeni, a blond włosy delikatnie opadały mu na czoło. On był taki przystojny...
-A ty Granger, z kim idziesz na bal? - odezwała się Astoria podchodząc bliżej, z rękami założonymi na biodrach.
-Pewnie z książką- odezwała się Dafne, czym wywołała śmiech u reszty dziewcząt. Ślizgonka nie odstępowała starszej siostry na krok.
-Masz racje Dafne, nikt inny nie chciałby się z nią umówić- siostry przybiły sobie piątkę i odeszły.
Hermionie zrobiło się przykro, ale nikt nie będzie jej obrażał a już na pewno nie ona. Z jednej strony po co miała na nią zwracać uwagę, ale z drugiej strony nie będzie czyimś popychadłem. Nabrała odwagi i odezwała się:
-Wolę iść z książką, niż z taką księżniczką jak ty.
Nagle zrobiła się cisza i wszyscy zwrócili uwagę na Gryfonkę, wszyscy prócz niego. On tylko uśmiechnął się, pokręcił przecząco głową i przewrócił oczami, tak jakby chciał powiedzieć ''oj.. Granger wkopałaś się w niezłe bagno''. Nie wiedziała czemu, ale dodało jej to otuchy.
-Co myślisz, że możesz sobie pozwalać, szlamo? - ostatnie słowo wypowiedziała jak najgorszą obelgę. Wyglądała jak wściekły hipogryf, brakowało jej tylko piór do nastroszenia, bo wielkie pazury i dziób się zgadzał.
To ją zabolało, znów to wyzwisko. Na korytarzu zrobiła się bardzo nieprzyjemna atmosfera. Gryfonki stały pod ścianą i kurczowo wciągały powietrze, chłopaki stali jak spetryfikowani nie wiedząc co się dzieje, jedynie Ron wyrywał się z uścisku Harrego, aby pobiec do swojej przyjaciółki. Ślizgonki stanęły za siostrami Greengras i również zaczęły drwić z Hermiony. A on, on nadal tam stał, tylko tym razem był jakiś spięty, poddenerwowany. Gdyby jego spojrzenie mogło uśmiercać, Astoria i Dafne już dawno byłyby trupami. Starsza z sióstr podeszła do Hermiony, szarpnęła ją i wyszeptała wprost do ucha:
-Następnym razem pożałujesz Granger.
Całe towarzystwo rozproszył profesor Snape, który nie był w najlepszym humorze. Już na początku odjął Nevill'owi 10 punktów.
-Ale panie profesorze, za co?
- Za żywot Longbottom, a teraz siadaj na pupsku i wymień mi składniki eliksiru żywej śmierci.
   Reszta lekcji minęła w miarę dobrze dopóki Zabini nie zaczął swojego przedstawienia. Wstał z ławki poprawił sobie zielono-sebrny krawat, wyjął coś z torby i ruszył w stronę biurka Snape'a .Szedł odważnym krokiem chowając coś za plecami. Cała klasa wymieniła między sobą spojrzenia i obserwowała całą tą scenę. Blaise stanął przy Nietoperzu, poprawił włosy i zaczął:
-Panie profesorze, jutro jest najpiękniejszy dzień w roku, święto zakochanych..
-Zabini , co ty wyprawiasz? W tej chwili marsz na miejsce- uniósł się odgarniając z twarzy kosmyk czarnych, tłustych włosów.
-Panie profesorze- powiedział zmysłowym głosem- wiem, że Walentynki są jutro,ale nie mamy z panem zajęć, więc...
-Zabini przestań się wydurniać! - powiedział szorstkim głosem do Ślizgona.
-Severusie...
-Minus 10 punktów!
-Snape... -Blaise nadal nie odpuszczał.
-Minus 20 punktów!
-Czy zostanie profesor moją walentynką?- zalotnie się uśmiechnął i wyjął zza pleców dużą bombonierkę w kształcie serca.
Do tej pory w klasie była grobowa cisza, ale gdy ciemnoskóry wyciągnął te czekoladki to wszyscy płakali ze śmiechu. Niektórzy nawet zaczęli gwizdać i klaskać, ale natychmiast się uspokoili, kiedy Snape poczęstował ich spojrzeniem bazyliszka.
-Zabini, ty idioto! Minus 50 punktów dla Slytherinu i miesięczny szlaban. Dzisiaj o 18 widzę cię u mnie w gabinecie!
-Ależ oczywiście- Ślizgon sugestywnie poruszył brwiami i wrócił na swoje miejsce.
 
   Blaise gdy tylko wszedł do pokoju wspólnego Slytherinu został powitany wiwatami i okrzykami. Ślizgoni byli nim zachwyceni, jedynie Malfoy patrzył na niego z politowaniem. Natomiast dziewczyny, w przeciwieństwie do chłopaków były zbulwersowane:
-Jak mogłeś?
-Zabini przez ciebie straciliśmy 80 punktów !
-Pff.. idiota
-Dupek!
-Diable powiem ci, że warto było stracić te 80 punktów. Dawno nie widziałem Snape'a w takim wydaniu- Theodore podszedł do kumpla i poklepał go po ramieniu.
-Taa, Blaise to było genialne.
-Stary, jesteś najlepszy!
Zadowolony z siebie Zabini przyjął gratulacje od kolegów i ruszył w stronę dormitorium. W pokoju przywitał go Draco, który był zażenowany jego zachowaniem.
-Możesz mi wytłumaczyć co to było?!
-Mówiąc ''TO'', co masz na myśli?
-Mówiąc ''TO'' mam na myśli przedstawienie, które przed chwilą odstawiłeś.
-Było jakieś przedstawienie? Najwyraźniej nie zostałem zaproszony, a teraz przepraszam, ale się spieszę- wziął torbę i najzwyczajniej w świecie wyszedł.

   Hermiona po lekcji, jak zawsze udała się do biblioteki. Było to jej ulubione miejsce w całym Hogwarcie. Panowała tu niesamowita atmosfera, zawsze była cisza i spokój. Ten zapach książek, które tak bardzo kochała wywoływał w niej pozytywne emocje.Tyle cennych ksiąg i woluminów , była po prostu w raju. Rozłożyła się na jednej z ławek i zabrała za pracę domową z transmutacji, niestety nie było dane jej skończyć.
-Cześć, przeszkadzam?
-Harry, hej. Nie, nie przeszkadzasz. Siadaj- tak naprawdę chciała mieć już ten esej z głowy, ale przecież nie powie Harremu,żeby sobie poszedł. Zamiast tego odłożyła pergaminy i odsunęła mu krzesło.
-Hermiona... wszystko w porządku? -  zapytał nieśmiało.
-Jasne, a dlaczego pytasz ?
-No wiesz, ta dzisiejsza kłótnia z Astorią...
-Harry, jeżeli masz do mnie sprawę to wal prosto z mostu, a nie owijaj w bawełnę- Gryfonka wiedziała, że Potter coś od niej chciał, po co inaczej miałby się pytać,czy wszystko w porządku. Odkąd rozstała się z Ronem ich relacje oziębiły się. Próbowała to naprawić, ale tylko ona się angażowała, więc dała sobie spokój.
-Hermiona pomóż mi proszę! Jutro są walentynki a ja nie mam nic dla Ginny- błagał jakby rozmowa sprzed dwóch minut w ogóle się nie odbyła.
-No to nie wiem, kup jej może jakieś kwiaty czy czekoladki...
-Nie, to nie może być nic zwykłego. To musi być wystrzałowe, coś co jej się spodoba.
- w takim razie będzie ciężko.
-Noo...
-A nie możesz po prostu zapytać się jej co by chciała dostać?
-Po pierwsze to ma być niespodzianka, a po drugie Ginny ma szlaban u Snape'a i siłą jej stamtąd nie wyciągnę.
-Hmm... w takim razie pomyślmy co lubi Ginny...?
-Quididtch -  po chwili zastanowienia odparli jednocześnie.
-Ale nie kupię jej przecież nowej miotły, to musi być coś romantycznego... ale co?
Hermiona dobrze wiedziała co jej ruda przyjaciółka chciałaby dostać na walentynki, ale niech się Harry jeszcze trochę potrudzi, kto wie, może sam na to wpadnie.
-Może kupię jej puszka pigmejskiego? Będzie miała dwa, albo bransoletkę, ale jej się nic nie podoba. Albo...
-Albo...? - pełna nadziei Hermiona czekała aż Harry dokończy zdanie.
-Zabiorę ją do kawiarenki Pani Puddifoot !
-Co? Nie, nie, nie ! Ginny chybaby cię przeklęła, gdybyś ją tam zabrał. Miałam na myśli bilety na mecz quidditcha Anglia-Irlandia, który ma się odbyć w sierpniu- powiedziała wyraźnie znudzonym głosem.
-Serio? Ale skąd ja teraz te bilety wytrzasnę? Dobra coś wykombinuję. Dzięki Hermi, jesteś wielka- cmoknął ją w policzek i jak poparzony wybiegł z biblioteki, a Hermiona wróciła do pisania.

-Co tak długo?
-Nie mogłam go nigdzie znaleźć.
-Ale masz go ?
-Ja bym nie miała? No jasne, że mam. Musiałam trochę poszperać, ale znalazłam.
-Świetnie, albo i nie-powiedział przerażony- Jest już piętnaście po szóstej, Snape nas zabije.

   -Weasley, Zabini spóźnienie! Za karę zostaniecie sobie godzinkę dłużej. A teraz słuchać mnie uważnie. Macie za zadanie uwarzyć eliksir wiggenowy- wskazał na schowek- tam znajdziecie wszystkie składniki . Następnie posegregujecie alfabetycznie ingrediencje,a na koniec pokruszycie skrzydła nietoperza, kolce jeżozwierza, korzonki, pokroicie smoczą wątrobę, dżdżownice oraz podlejecie miętę. Chyba o niczym nie zapomniałem. No bierzcie się do roboty, tylko ma być cisza. Rozumiemy się? Muszę sprawdzić testy trzeciego rocznika.
   Ginny i Blaise niechętnie zabrali się do pracy. Ślizgon kroił ingrediencje,a Gryfonka je segregowała. Minęła godzina, a oni byli dopiero w połowie, mieli już dosyć. Ruda była tak znudzona, że mylił się jej alfabet, z kolei Zabini był tak śpiący, że nie wiedział co robi i przeciął się kilka razy. Na szczęście po tych męczących sześćdziesięciu minutach do sali wpadła zapłakana Pansy.
-Pa..pa..panie profesorze!
-Parkinson co się stało? - zapytał jakże znudzonym głosem.
-The..The.. Theodore jest nieprzytomny... - Ślizgonka wyglądała okropnie, była cała blada, a oczy miała opuchnięte od płaczu.
-Już idę- Nietoperz powiedział obojętnie, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji - a wy macie się nie ociągać. Wracam za dziesięć minut i ma tu być porządek, rozumiemy się?
-Tak jest panie profesorze- odpowiedzieli zgodnie i wzrokiem odprowadzili Snape'a do drzwi. Pansy zdążyła się jeszcze potajemnie wychylić, uśmiechnąć i unieść kciuki w górę, po czym mistrz eliksirów zamknął drzwi.
-Cholera, nie sądziłem, że to się uda. Co teraz?
-Jak to co? Warzymy amortencję!- Gryfonka klasnęła w dłonie i zaczęła przeglądać podręcznik do eliksirów panny Granger.
-Wiesz co? Ja się czasami zastanawiam czy ty nie powinnaś być w Slytherinie.
-Hahahaha, bardzo śmieszne -zaśmiała się nieco ironicznie i rzuciła w stronę chłopaka książkę- Do roboty!
                                                                *Godzinę później*
   -Zabini, ty idioto złap tę durną żabę!
-Jak jesteś taka mądra to sama ją złap- powiedział wstając spod stołu, uderzając się przy tym w głowę.
-Proszę bardzo- Ginny chwyciła różdżkę i rzuciła zaklęcie- Accio niebieska żaba- płaz w momencie znalazł się przy niej - Wingardium Leviosa - Gryfonka lewitowała żabę, chciała ją przenieść do akwarium, lub też jego części- Blaise pomóż mi, szybko! Daj mi jakiś słoik!
-Co chcesz?- masował obolałe miejsce.
-SŁOIK! Szybko bo ona się bardzo rzuca.
W tym całym bałaganie nie można było niczego znaleźć. Rozbite akwarium, półka o dziwo jeszcze trzymająca się na jednym gwoździu, galaretowata substancja na stole, porozbijane fiolki z eliksirami i mnóstwo szkła na podłodze. Ślizgon znalazł różdżkę i rzucając Reparo naprawił akwarium, do którego Ginny włożyła żabę. Stanęli i zaczęli się jej przyglądać.
-Jeżeli za godzinę nie przyjmie normalnego, zielonego koloru Snape nas zabije!- pochylił się i zapukał w szybę, na którą wskoczył płaz.
-Nietoperz i tak nas zabije...- powiedziała łamiącym się głosem.
-O czym ty mówisz?- Blaise odwrócił się do Rudej i już wiedział, co miała na myśli. Widział jak w jej oczach zabłysły łzy- Ej, mała tylko mi tu nie płacz. Zobaczysz, zaraz posprzątamy i uwarzymy te eliksiry z różdżką w nosie-próbował zażartować, ale mu nie wyszło, więc podszedł do niej i ją objął. Były dwie rzeczy, których nienawidził najbardziej w świecie: kaca i płaczących dziewczyn.
-Blaise, ale nie rozumiesz, że nie potrafię uwarzyć tej  cholernej amortencji? Próbowałam cztery razy i patrz co mi z tego wyszło- wskazała na brudne kociołki i zieloną substancję przypominającą gumochłona- Jestem beznadziejna...
-Ty może tak, ale ja nie. Zajmiesz się sprzątaniem i eliksirem wiggenowym, a ja-mistrz eliksirów uwarzę najlepszy i najmocniejszy eliksir miłosny.
-Yhy... już to widzę, no ale możemy spróbować, bo za jakieś 40 minut Nietoperz tu wróci.
Blaise podszedł do jednego z kociołków udając przy tym, że zarzuca peleryną, podciągnął rękawy i rzekł niskim, basowym głosem:
- Panno Weasley proszę mi podać skład eliksiru amortencji.
-Oczywiście panie profesorze- rzuciła w niego podręcznikiem Hermiony i pokazała mu język -Do roboty!
Zabini warzył eliksir najlepiej jak potrafił, wiedział, że to jedyna szansa aby połączyć Malfoy'a z Granger. Robił to też dla małej Rudej, bo wiedział, że jej na tym bardzo zależy. No,a czego nie robi się dla przyjaciół, nawet jeżeli są z Gryffindoru. Eliksir był prawie gotowy, wystarczyło dodać tylko pokruszony korzeń mandragory i dolać wody. W tym czasie Ginny zdążyła doprowadzić salę do porządku. Nawet szybko się z tym wszystkim uporała, wystarczyło odrobinę magii i chęci. Odstawiła ostatnie ingrediencje na miejsca i również zabrała się za warzenie eliksiru. Po 30 minutach na stole stały dwa kociołki z gotowymi napojami. Były jeszcze gorące co świadczyło o unoszącej się parze.
-Profesorku, a czy przypadkiem amortencja nie powinna mieć różowego koloru?- stanęli nad kociołkami i zaczęli przyglądać się eliksirom- Bo gdyby nie ta charakterystyczna para i zapach w moim przypadku cynamonu nie odróżniłabym jej od eliksiru wiggenowego- wskazała na kociołek obok.
-Ma taki, a nie inny kolor i już nie marudź. Tobie nic nigdy nie pasuje. Czujesz cynamon? Czujesz, a wiesz dlaczego? Bo dobrze uwarzyłem ten eliksir! A teraz chodź ogarniemy tu jeszcze trochę zanim Sev wróci z misji. A swoją drogą to Theodor'owi nic nie będzie?- zapytał chowając ingrediencje.
-Raczej nie. Fred i George mówili, żeby nie jeść tego w dużych ilościach,nie mówili o mieszaniu tych słodyczy, więc powinno być wszystko okey.
-To się okaże jak Nietoperz wróci,a  teraz dawaj te fiolki bo trzeba przelać amortencję.
Ginny podała mu dwa małe flakoniki i z powrotem wrócili do stołu. Jednak nie zdążyli ich napełnić, ponieważ usłyszeli kroki i przekleństwa Snape'a dochodzące z korytarza. Gryfonka wpadła w panikę podobnie jak jej przyjaciel.
-Cholera jasna, przebrzydłe bachory! Ja wam dam, gówniarze! Krwawe Bąblówki, Krwotoczki Truskawkowe i te Bombonierki Lesera. A to wszystko przez tych rudych Weasley'ów!
-I co teraz? - jęknęła Ginny.
-Nie panikuj, tylko schowajmy te kociołki, szybko- próbowali je unieść, ale były za ciężkie.W momencie, w którym Blaise i Ginny zasłonili stół otworzyły się drzwi.
-A co wy tu robicie?- zapytał odgarniając kosmyk tłustych włosów
-Przecież mamy szlaban, zapomniał pan? - po chwili ciszy Ruda odezwała się podając za plecami fiolki Zabiniemu.
Mistrz eliksirów zaczął im się przyglądać. W sumie co się dziwić, dwoje zdenerwowanych uczniów stojących przy stole ramię w ramię. Ślizgon próbował nalać eliksir, ale nie mógł trafić buteleczką do kociołka. Snape zaczął się zbliżać, co teraz?Musi odciągnąć jego uwagę. Trzeba improwizować.
-Panie profesorze chyba wdepnął pan w kupę.
-Co? W co wdepnąłem? - Nietoperz zaczął się obracać i podnosić podeszwy butów, więc Blaise obrócił się,napełnił dwie fiolki błękitnym płynem i wyczyścił kociołek- Co to miało być panie Zabini? Minus 10 punktów dla Slytherinu i dla Gryffindoru też. Za głupi żart i braci panny Weasley. A tak w ogóle to co wy tam chowacie za plecami?- Odepchnął uczniów i spojrzał na eliksir- Co to ma być?
-No kazał nam pan uwarzyć eliksir wiggenowy, posegregować i pokroić ingrediencje- odezwał się Blasie, bo Ginny nie była w stanie, wszystko podeszło jej do gardła myśląc, że Ślizgon wylał niewłaściwy eliksir.
-A nie kazałem wam przypadkiem przelać go do fiolek i zanieść pani Pomfrey?
-Nie.
-To macie to zrobić. W tej chwili! I idźcie już sobie, mam was dosyć. Dosyć młodzieży, dosyć uczniów, dosyć wszystkiego! - zbulwersowany zniknął za drzwiami schowka. Ginny szybko napełniła buteleczki eliksirem i razem z Zabinim wybiegli z gabinetu.
-Masz ?
-No jasne, że mam- wyjął z tylnej kieszeni spodni dwie małe fiolki z błękitnym płynem.
-Uff... myślałam, że będzie po nas.
-To się jeszcze okaże.

  Następnego dnia, z samego rana Ginny wpadła do dormitorium Hermiony z piskiem. Wskoczyła na jej łóżko i zaczęła po niej skakać.
-Miona! Miona! Miona! No obudź się ty śpiochu !!!
-Gin,proszę zejdź ze mnie..- powiedziała nieprzytomnym głosem.
-Zejdę pod jednym warunkiem.
-Hm...?
-Obudź się!- Ruda wzięła poduszkę i zaczęła zawalać nią w przyjaciółkę.
-Dobra, dobra już wstaje, ty potworze- podniosła się i przetarła oczy- O co chodzi?
-Słuchaj! Dzisiaj są walentynki. więc postanowiłam wcześniej wstać, naszykować się i zejść na śniadanie. Zeszłam do pokoju wspólnego i dostałam od Harrego wielką różę, czekoladki i bilety na mecz Anglia-Irlandia, ale to jeszcze nie koniec niespodzianek na dziś, tak mi powiedział. I uwaga najlepsze: wychodzę spod portretu Grubej Damy, patrzę pod nogi a tu wielkie opakowanie najdroższych czekoladek z Miodowego Królestwa. Ale to nie wszystko na bombonierce była karteczka z twoim imieniem !- Ginny zaczęła piszczeć i podała przyjaciółce znaleziony prezent.
-Co? -nagle ożyła i chwyciła pudełeczko z karteczką na której pisało ''Dla mojej słodkiej walentynki Hermiony ~M''. Brunetce aż stanęło serce, czy to mógł być on, Malfoy? Ruda pomyślała o tym samym. To trochę nie w jego stylu- Ale czy to na pewno dla mnie?
-A znasz jakąś inną Hermionę?
-No nie.
-To na co czekasz? Otwieraj.
Hermiona otworzyła wieczko bombonierki, pod którym był list. Wzięła go drżącymi rękoma i przeczytała. List był dość długi, ale przeczytała tylko połowę, po czym zniesmaczona odłożyła go na łóżko.
-I co? Wiesz od kogo? Hermiona...? - Ruda chwyciła kartkę i przeczytała na głos:
'' Hermiono, moja przyszła żono,
  Potajemnie Cię kocham i z Tobą flirtuje,
  Jesteś mą miłością, na którą wyczekuję,
  Jesteś gwiazdką na mym niebie,
  Najbardziej na świecie kocham Ciebie''
                                               Cormac M.

Ginny nie mogła przestać się śmiać. Jak mogła myśleć, że to Draco? Czekoladki, moja słodka walentynko? Przecież to do niego niepodobne. To musiał być McLaggen, nikt inny nie napisałby takiego wiersza, jeżeli można to tak nazwać.
 -Na Merlina przecież to jest tak przesłodzone, że chce się rzygać. Cormac, przyjacielu postarałeś się, tylko tyle ci powiem- Hermiona, dobrze się czujesz?
-Chyba nie. Moja przyszła żono, gwiazdko na niebie, co to miało być? - siedziała jak spetryfikowana i ręką przeczesywała włosy.
-Jejku Miona, chłopak się po prostu zakochał. Nic na to nie poradzisz. A że są walentynki, to wiesz chciał spróbować swoich marnych szans. Tak szczerze mówiąc to myślałam, że to od Ma... - Ginny ugryzła się w język- od Macmillan'a.
-Od Ernie'go ? To co ty sądzisz, że... że mu się podobam?
-Hermiona, komu ty się nie podobasz, to jest pytanie. Każdy chłopak ślini się na twój widok- brunetka chciała zaprotestować na stwierdzenie przyjaciółki, ale ta nie doprowadziła ją do słowa- i tylko mi nie mów, że tak nie jest. No a wracając do Macmillan'a, słyszałam jak mówił Justyn'owi, że niezła z ciebie dupcia.
-Słucham? -Hermiona nie mogła uwierzyć w to co usłyszała- Właśnie w tym momencie Ernie stracił jakiekolwiek szanse.
-A miał w ogóle jakieś?
-Minimalne...
-Hermiona! Wszyscy tylko nie Macmillian! Zabraniam ci, a teraz szykuj się bo za dziesięć minut schodzimy na śniadanie. Czekam na dole- rzuciła, wzięła sobie jedną czekoladkę i wyszła.
   Po dwudziestu minutach dziewczyny jadły już śniadanie w wielkiej sali. Dzisiaj było jeszcze gorzej niż kilka dni temu. Serduszka były wszędzie, na oknach, na kominkach, a nawet na obrusach. To było jeszcze do zniesienia, no ale tosty w kształcie serduszek? Hermionie od razu odechciało się jeść, dlatego napiła się tylko soku. W sali nie było za dużo osób, jak na śniadanie była dość wczesna pora. Uczniowie dopiero zaczęli się schodzić. Hermiona chciała odejść od stołu, ale Ginny pociągnęła ją z powrotu na ławkę.
-Hełmiona siadaj, nie było jeszcze poczty- mówiła przeżuwając już czwartego tosta z dżemem malinowym.
-Ginny,proszę wszystko tylko nie poczta. Nie dzisiaj- wstała, ale od razu wróciła- O cholera- rozłożyła gazetę i schowała się za nią. Do Wielkiej Sali wszedł właśnie Cormac ze swoimi przyjaciółmi, a za nim Malfoy i reszta Ślizgonów. Przeklęte walentynki.
-Hermi, dlaczego się chowasz? Nie spodobał ci się list miłosny od pana McLaggen'a ?- Ruda nabijała się z przyjaciółki- No weź się nie wygłupiaj- złożyła gazetę i odłożyła ją na bok, tak by brunetka nie mogła jej sięgnąć.
   Sowia poczta 14 lutego to coś nieprawdopodobnego! Sowy latają w tą i z powrotem zrzucając co trzy minuty kolejne walentynki, lizaki lub czekoladki. Hermiona miała ich całkiem sporo, nawet Ron odważył się wysłać jej kartkę. Zresztą nie tylko on, bo dostała bardzo ładną kartkę od niezwykle skrytego w sobie Terrego. Naprawdę się postarał, bo wszystko wskazywało na to, że sam ją zrobił. Dostała również walentynki od Harrego, Nevilla, Justyn'a, Zachariasza, Rogera oraz od Erniego, ale jej nawet nie otworzyła, chłopak był już skończony. Ginny nie dostała aż tak dużo kartek, ale za to miała więcej lizaków i bombonierek. Każda dziewczyna wychodziła z Wielkiej Sali z prezentami i kopertami, ale nie tylko dziewczyny. Malfoy był tak obładowany czekoladkami, kartkami i pluszakami, że musiał poprosić Zabiniego o pomoc, bo sam nie dałby rady.
    Po śniadaniu Hermiona udała się do swojego dormitorium, gdzie do południa odrabiała prace domowe na przyszły tydzień. O osiemnastej umówiła się z Ginny, która zaoferowała, że pomaluje i uczesze ją na bal. Tak w sumie nie zaoferowała tylko postanowiła. Gryfonka wcześniej skończyła, więc postanowiła poczytać książkę. Ale jak zawsze ktoś musiał jej przerwać. Do okna zapukała mała szara sówka z wielką, czerwoną różą w dziobie. Hermiona odebrała ją i dała sówce ''napiwek''.
Była prześliczna, ale od kogo? Bardzo ją to dręczyło, no ale cóż adresat nie zostawił żadnego liściku. Napełniła szklankę wodą, włożyła do niej różę i postawiła na biurku przy oknie. Uwielbiała zapach róż, a ta pachniała obłędnie. Wąchając ją dopatrzyła się małej karteczki schowanej pomiędzy płatkami kwiatka. Wyjęła ją i odczytała: ''Tajemniczy Wielbiciel''. Tylko tyle? Żadnego podpisu, inicjałów, nic? Bardzo tajemniczy ten wielbiciel, bardzo. No, ale przecież o to chodzi w tych całych walentynkach. A może jest jeszcze jakiś liścik? Gryfonka przyglądała się płatkom róży i nawet nie zauważyła, kiedy Ginny weszła do pokoju.
-Jak tam, gotowa? -wparowała do dormitorium niosąc ze sobą kosmetyczki, kuferki, ubrania i kilka par butów- Ojej, a od kogo taka piękna róża?- rzuciła rzeczy na łóżko i podeszła do zrezygnowanej przyjaciółki.
-Od tajemniczego wielbiciela- usiadła podając Rudej liścik.
-Ale za to jaka piękna. No dobra szkoda czasu na gadanie, szykujemy się.
Ginny wepchnęła Hermionę do łazienki, aby wzięła szybką kąpiel, w czasie gdy ona będzie się szykowała. Brunetka wyszła z wanny, owinęła się ręcznikiem i wysuszyła włosy. Nie wiedziała po co to całe szykowanie się, ale gdy weszła do pokoju i zobaczyła Ginny od razu zmieniła zdanie. Ubrana była w krótką, obcisłą czarną sukienkę, włosy miała spięte w pięknego, długiego warkocza, oczy mocno podkreślone czarną kredką, a wszystko to dopełniały usta w kolorze krwistej czerwieni.
-Gin,wyglądasz przepięknie- zachwycała się brunetka.
-Ty zaraz też tak będziesz wyglądała- odsunęła jej krzesło na którym siadła i zabrała się do pracy.
Wszystko trwało około dwóch godzin, ale efekt był powalający. Hermiona miała już dosyć, siedziała na tym krześle i co chwilę się wierciła. Nienawidziła bezczynności, ale gdy spojrzała w lustro była zachwycona. Nigdy nie pomyślałaby, że może tak ładnie wyglądać. Włosy delikatnie spięte w koczka, oczy podkreślone tuszem, a do tego lekko pomalowane usta. Czas na sukienkę. Ginny co prawda proponowała jej kilka stroi, począwszy od obcisłych getrów po skórzane miniówki i gorsety, ale to wszystko było zbyt skąpe. Hermiona miała dużo sukienek, ale żadna się nie nadawała na dyskotekę. Na szczęście na dnie swojego kufra trzymała sukienkę na specjalną okazję.
-Hermiona, ona jest prześliczna.
-Dziękuję, dostałam ją od mamy na siedemnaste urodziny i jeszcze nie miałam okazji jej założyć-powiedziała przykładając sukienkę do ciała.
Ruda rzeczywiście miała rację. Sukienka była w kolorze głębokiej czerwieni, od pasa kloszowana, miała prosty krój i nie za duże wcięcie w dekolcie. Sięgała do kolan i pobudzała wyobraźnię każdego mężczyzny. Hermiona wyglądała w niej cudownie. Ginny wybrała jej czarne, bardzo wysokie szpilki, które idealnie dopełniały całą kreację. Tak ubrane dziewczyny ruszyły na dyskotekę.

   Już na pierwszym piętrze było słychać głośną muzykę. Przy wejściu do Wielkiej Sali profesor Flitwick pilnował, aby nikt młodszy nie dostał się przypadkiem na imprezę. Cała sala była już zapełniona. W środku panował mrok, jedynie oświetlone były stoliki, środek sali -''parkiet'' i barek. Tam, gdzie na co dzień stał stół dla nauczycieli znajdował się sprzęt muzyczny, który obsługiwał Seamus, a zamiast podłużnych stołów były małe czteroosobowe stoliki. Hermiona i Ginny odnalazły przyjaciół.
-Hermiono, ślicznie wyglądasz!- Ron próbował przekrzyczeć głośną muzykę.
-Słucham?!
-Mówię, że bardzo ładnie wyglądasz!- podszedł do niej i krzyknął.
-A, dziękuję!
-Dobra, przecież nie będziemy tu tak stać i gadać! Chodźcie na parkiet!- Ruda chwyciła Harrego za rękę i ruszyła w tłum.
Impreza trwała już parę dobrych godzin. Dochodziła pierwsza, ale wszyscy za dobrze się bawili, żeby odczuć zmęczenie. Hermiona była wręcz rozchwytywana przez chłopaków, każdy chciał z nią zatańczyć, bez wyjątków. Jakie było jej zdziwienie gdy do tańca poprosił ją Blaise Zabini. Przetańczyli razem parę kawałków i Gryfonka musiała przyznać, że ten ciemnoskóry mężczyzna naprawdę potrafi się bawić. Brunetka usiadła do stołu by zaczerpnąć trochę powietrza, poza tym nogi jej odpadały, te szpilki to był jednak zły pomysł. Parę stolików dalej siedział Malfoy. Wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle, roztrzepane włosy, czerwona koszula, której pierwsze dwa guziki były rozpięte i ten jego rozbrajający uśmiech. Popatrzałaby dłużej, ale Zabini zabrał go do barku, a do niej dosiadła się Ginny.
-Przyniosłam nam coś do picia!- krzyknęła po czym postawiła dwie duże szklanki soku pomarańczowego.
Hermionia zauważyła, że jej napój dziwnie musuje. Czyżby Ginny czegoś tam dolała? Wzięła szklankę i dyskretnie powąchała sok. Nic, a przecież ona wyczułaby każdy eliksir. Wypiła sok, po czym ruszyła na parkiet, gdzie spotkała się z Malfoy'em. Rzucili się sobie w ramiona i namiętnie pocałowali. Blondyn umieścił dłonie na biodrach dziewczyny i zaczęli się kołysać w rytm muzyki. Draco nie dopuścił nikogo do Hermiony, gdy ktoś się zbliżał aby poprosić ją do tańca, posyłał mu zabójcze spojrzenie bazyliszka. Przetańczyli ze sobą wszystkie utwory począwszy od wolnych i zamulających kończąc na szybkich i wybuchowych. Teraz kołysali się do romantycznej piosenki, którą Harry zamówił dla Ginny.
-Wyglądasz jak księżniczka- szepnął jej do ucha, całując je przy tym.
-Dziękuję- czuła, że zaczyna się rumienić.
-Może się przejdziemy?
-Z chęcią.
   Blondyn wziął z krzesełka kurtkę i razem z Hermioną  trzymając się za ręce opuścili Wielką Salę. Wyszli na błonia, gdzie obściskiwało się mnóstwo par, więc ruszyli w stronę mostu.
Draco zaproponował Hermionie swoją kurtkę, którą przyjęła z wdzięcznością. W końcu była zima.
-To im się udało.
-O czym ty mówisz?
-Mówię o genialnym pomyśle naszych przyjaciół- przystanęli na moście.
-Aaa... o to ci chodzi. Niestety muszę się z tobą zgodzić. Nieźle sobie to wszystko zaplanowali. Szlaban, eliksir miłosny, róża...
-Ej ta róża była akurat ode mnie- udał oburzenie.
-Naprawdę?
-Naprawdę- Ślizgon podszedł do Gryfonki, objął ją, po czym delikatnie pocałował jej malinowe wargi- Dla ciebie wszystko. A wracając do Weasley i Zabiniego. Wszystko by im się udało,gdyby nie pomylili eliksirów i Blaise nie miał takiego długiego jęzora- Hermiona spojrzała pytająco- Nie mówiłem ci? Nasz genialny pan Zabini bardzo chciał się podzielić wydarzeniami z lochów z panią Parkinson, niestety nie uwzględnili tego że byłem w łazience i wszystko słyszałem.
-Jestem ciekawa, co poszło nie tak z eliksirem, przecież mam dobre notatki. Ważyłam go kilkakrotnie i za każdym razem wychodził...
-Problem w tym, że pomieszali fiolki z eliksirami- dokończył za nią.
-Nie wierzę, oni chyba naprawdę chcą,żebyśmy byli razem- Hermiona położyła rękę na torsie Dracona i wspięła się na palce,aby sięgnąć jego ust.
-W takim razie może już czas się ujawnić?- zaproponował gdy się od siebie oderwali.
-Wiesz co? Niech się jeszcze trochę pomęczą.
-A powiemy im, że spotykamy się od pewnego czasu?
-Nie, skoro tak się starali, niech mają tę satysfakcję.
-Kocham cię- objął ją i przytulił jak najcenniejszy skarb na ziemi.
-A ja ciebie.

   Hermiona i Draco dwa tygodnie po dyskotece oficjalnie zostali parą, co wywołało szok u połowy szkoły. Większość gratulowała i życzyła im szczęścia, ale znaleźli się też tacy(czyt. Ron), którzy byli przeciwni temu związkowi i nie wróżyli mu przyszłości. Najważniejsza jednak była miłość tych dwojga. Ginny i Blaise byli z siebie dumni, chełpili się na każdym kroku. Już cały Hogwart wiedział, że gdyby nie oni Malfoy i Granger nie byliby razem. Niestety nigdy nie dowiedzieli się prawdy, ale może to i dobrze.


sobota, 14 lutego 2015

Walentynowa Miniaturka oraz rozstrzygnięcie konkursu !

    Witajcie Kochani! Dzisiaj Walentynki, dzień zakochanych oraz rozstrzygnięcie naszego konkursu na najlepszą walentynkową miniaturkę! Widać było, że się postaraliście, włożyliście w to dużo serca i poświęciliście swój czas. Było naprawdę dużo dobrych i ciekawych miniaturek, ale my wybrałyśmy tą najlepszą. A zwyciężczynią naszego konkursu jest Aleksandra Barchwic !!! Serdecznie gratulujemy! Miniaturka krótka i treściwa, naprawdę bardzo fajnie się ją czyta. A paring to... a zresztą sami przeczytajcie.

PS. Dzisiaj późnym wieczorem powinna pojawić się również moja walentynkowa miniaturka. Tym razem dłuższa, a paring to moje ulubione dramione! Jeszcze raz gratulujemy i zapraszamy do czytania miniaturki naszej zwyciężczyni.
                                                 
                                                                                                                     ~Silencio

                                                            ''Walentynki''

Cały zamek,aż huczał od przygotowań. W końcu niedługo miały nadejść Walentynki. Dziewczyny odpływały w marzenia o księciu na białym koniu, a umysły chłopców nawiedzała jedna myśl mianowicie co podarować swojej ukochanej. Wszystko to oczywiście odbijało się na nauce Hogwartczyków. Tylko jedna osoba nie była zainteresowana zbliżającym się świętem, a była to Hermiona Granger. Dziewczyna nie marzyła o księciu, ani o bukiecie róż, ponieważ była już w kimś zakochana, ale niestety bez wzajemności. Jej wybrankiem,był nie kto inny jak wysoki rudzielec, Fred Weasley. Nie chciała,więc psuć sobie humoru ponurymi wizjami swojego ukochanego z Angeliną Johnson, a chodziły plotki, że tych dwoje ma się wyraźnie ku sobie.
Więc Hermiona mając nadzieję na chwilę spokoju wyszła poczytać na błonie. Kiedy przekroczyła próg zamku owiał ją chłodny wietrzyk. Szybko otuliła się swetrem, przecież nie mogła się rozchorować, bo niedługo miała oddać Profesor Mcgonagall wypracowanie, nad którym pracowała cały weekend. Pogrążona w takich rozmyślaniach nawet nie zauważyła, że ktoś ją śledzi. Po chwili dotarła pod rozłożystą wierzbę,tam usiadła i zaczęła czytać. W końcu usnęła uśpiona szumem fal i cichym śpiewem wiatru.
Obudził ją dojmujący chłód, ale też ciche pohukiwanie sowy. Dziewczyna szybko wzięła od ptaka kopertę z liścikiem. Otworzyła ją i spostrzegła... kartkę walentynkową!!! Zaciekawiona od kogo otrzymała tę niespodziankę powoli rozchyliła jej boki i nagle w twarz szatynki chlusnęła woda. Gryfonka pisnęła i zerwała się na równe nogi, a zza drzew wyłonili się Fred i George cali czerwoni od ciągłego śmiechu.
- To wasza sprawka? - spytała  ze łzami w oczach. W przeciwieństwie do bliźniaków nie było jej do śmiechu. Miała rozmyty cały swój delikatny makijaż, tusz spływał jej po policzkach ze łzami, których już nie mogła powstrzymać. W tej chwili doznała chyba największego upokorzenia w swoim życiu. Nie mogła porównać tego nawet do szyderstw Malfoy'a, ponieważ doznała go od niego, od Freda. Jak on mógł jej to zrobić?
- Sorry Mionka, ale chcieliśmy wypróbować nowy wynalazek braci Weasleyów - powiedział Fred nadal czerwony od śmiechu. Ani on, ani jego brat nie zauważyli łez cieknących po policzkach przyjaciółki zbyt zlewały się z kroplami wody nadal ściekających z jej twarzy.
- No właśnie wyluzuj,przecież nic się takiego nie stało - dodał George.
- Ja mam wyluzować? Może wy zamiast patrzeć na siebie samych zacznijcie zauważać innych dookoła. Nie widzicie, że ranicie ludzi waszymi idiotycznymi dowcipami? Wiecie co ja, ja... nie chcę was znać!!! - powiedziała to już nie ukrywając szlochu i pobiegła w stronę zamku. Bliźniacy stali jak spetryfikowani, a kolor ich twarzy zmienił się z czerwonego na trupio blady. Co jeśli Hermiona miała rację? Jeśli naprawdę są tacy straszni? Do tego Fred czuł się najbardziej winny, bo niedawno odkrył, że czuje coś do młodszej Gryfonki. Chwilę zajęło mu przyznanie się do tego przed samym sobą, ale gdy przechodziła obok niego pozostawiając po sobie ten niebiański zapach cynamonu i róż, lub gdy zanosiła się śmiechem to jego serce biło tak szybko jak nigdy. Nagle zauważył książkę Hermiony, leżała pod drzewem. Najwidoczniej szatynka zapomniała jej zabrać kiedy uciekała.
- Ej George trzeba oddać jej tą książkę - zagadnął brata.
- Ok jak to zrobisz to przeproś ją też ode mnie, dobrze - odparł rudzielec.
- Dobrze bracie - powiedział Fred podnosząc książkę i idąc w stronę zamku

Hermiona zatrzymała się dopiero  w swoim dormitorium, na szczęście nie było tam nikogo,bo lekcje jeszcze trwały. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak długo spała, ale w tym momencie to było jej najmniejsze zmartwienie. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Płakała i płakała, aż usnęła. Obudziło ją nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała wciąż jeszcze zaspanym głosem.
- Cześć to ja Fred chciałem ci oddać książkę i przeprosić za swoje zachowanie, masz rację często myślę tylko o sobie, ale zmienię się dla ciebie – wyznał wyraźnie skruszony Gryfon. Hermiona była jeszcze nie przytomna, a jeszcze ten numer z walentynką. Wszystko to sprawiło, że nie myślała racjonalnie.
- Wynoś się stąd – powiedziała tylko.
- Jeśli tego naprawdę chcesz – powiedział takim smutnym głosem, że gdyby szatynka była w stanie myśleć normalnie na pewno by mu wybaczyła.
- Żebyś wiedział, że chcę – krzyknęła desperacko, on tylko patrzył na nią zdziwiony i bardzo, bardzo smutny. – Nie słyszałeś, wynoś się, wynoś się do jasnej cholery!!!! – po tych słowach rzuciła w niego poduszką. On posłusznie zamknął drzwi i wyszedł, a Hermiona położyła się na łóżku i po raz trzeci tego dnia zalała się łzami.
    
W takim stanie znalazła ją Ginny, która zaniepokojona nieobecnością przyjaciółki na obiedzie wyruszyła na jej poszukiwania.
- Hermi,czemu nie było cię na lekcjach i na obiedzie narobisz sobie zaległości kochana. Martwiłam się o ciebie tak samo jak chłop… Boże Hermiona co się stało?!?!
- To, to wszys... wszystko jego wina – powiedziała poprzez łzy. Ginny była jedyną wtajemniczoną w miłość swojej przyjaciółki.
- Mój brat ci to zrobił? Musisz mi wszystko opowiedzieć – stwierdziła stanowczo ruda. Hermiona rzuciła się jej w ramiona i opowiedziała całą historię. Oczywiście nie obyło się bez szlochu szatynki i przekleństw rudej, która w momencie, gdy jej przyjaciółka doszła do przeprosin Freda powiedziała. – To znaczy, że cię przeprosił?
- Tak bo widzisz,to także jeden z powodów dlaczego płaczę. Byłam zbyt rozdrażniona,by zrozumieć sens jakichkolwiek słów, a teraz pewnie uznał mnie za wariatkę i...i nie chce mnie znać.
- Daj spokój – Ginny wiedziała również o miłości swojego brata i była pewna, że on tak nie uważa. Szczególnie, że to była jego wina. – Według mnie musicie po prostu porozmawiać i będzie dobrze.
- Tak myślisz?
- Oczywiście, pójdę po niego tylko najpierw zrób się na sexy laskę, którą przecież jesteś.
  - Wiesz co masz rację, muszę wziąć życie w swoje ręce a nie czekać, aż ktoś zrobi to za mnie. Ale mam prośbę mogę z nim pogadać jutro po lekcjach bo dzisiaj już chyba nie dam rady – poprosiła przyjaciółkę Hermiona.
- Ok. Tylko nie próbuj się wymigać, dobrze?
- Dobrze.

 Hermiona zarówno z utęsknieniem,jak i z niepokojem czekała na koniec lekcji. Gdy w końcu lekcje się skończyły  pożegnała się z przyjaciółmi i pobiegła na górę się przygotować. Wzięła gorący prysznic, wysuszyła włosy, naciągnęła czarną bluzkę i spodnie. Do tego zestawu wybrała czarne trampki i zrobiła delikatny makijaż. Czekała na rudzielca i czekała. Nie widziała go dzisiaj nigdzie i zaczęła się poważnie niepokoić. Nagle do jej pokoju wbiegła jak burza Ginny i krzyknęła:
- On czeka na ciebie na błoniach!- ruda przeżywała to spotkanie razem z przyjaciółką.
Po tych słowach Hermiona chwyciła czarną skórzaną kurtkę i wybiegł z zamku. Gdy szła ścieżką nagle uświadomiła sobie ważną rzecz, skąd ma wiedzieć gdzie jest Fred? I wtedy to zobaczyła. Ścieżkę z płatków róż. Pobiegła w tamtym kierunku. Aż westchnęła z zachwytu gdy zobaczyła Freda czekającego na nią z bukietem róż na kocu z koszykiem jedzenia.
- Fred!!! – krzyknęła. On wstał i podszedł do niej.
- To dla ciebie – powiedział i dał jej bukiet. – Wesołych Walentynek – rzekł zbliżając swoje usta do jej. – Kocham Cię – szepnął i pocałował szczęśliwą do granic możliwości Gryfonkę.
- Ja ciebie też – powiedziała szatynka gdy się od siebie oderwali. Choć tak naprawdę to nie zrobiliby tego nigdy.